Zdarzyło się 45 lat temu…

Siedząc o zmroku w wieży czołgu, patrzyłem na coś, co nie mieściło się w głowie – płonęło centrum Szczecina.

na górze

Widziałem łunę nad dachami budynków, ogrom dymu, krążący samolot zwiadowczy oraz ostrzegawcze serwie z broni automatycznej z pociskami smugowymi. Wyjechaliśmy kolumną szesnastu czołgów T-54M i T-55 pierwszej kompanii 25 pułku czołgów, 12-stej „szczecińskiej” dywizji zmechanizowanej. Rozkazem dowódcy zatrzymano nas na ul. Potulickiej koło gmachów więzienia, które wcześniej było trzykrotnie szturmowane celem uwolnienia skazanych. Powaga sytuacji nakazywała nam (dowódcom czołgów) zaprzestanie pogawędek przez radiostację, gdzie dla kamuflażu używano imion dziewcząt – tym bardziej, że padł rozkaz przejścia bezwzględnego na nasłuch. Wiadomość o zbliżającym się tłumie m.in. z butelkami zapalającymi i wprowadzenie gotowości bojowej nr 1 (tzw. załadowanie broni) wprowadziło nas w kilkugodzinny stan ogromnego napięcia i odrętwienia całej załogi. Już wtedy nie wiedziałem, jak minął czas od godziny 20 do godz. 2 w nocy.

Zagrożenie nie potwierdziło się i w nocy zaczęliśmy ostrożnie otwierać włazy. Było przeraźliwie cicho. Nie było łuny nad miastem – leżała cienka warstwa pierwszego śniegu – była noc z 17-go grudnia na 18-go grudnia 1970 roku. Nad ranem zjechaliśmy do koszar, ale po wczesnym śniadaniu znów wyjechaliśmy kolumną na miasto. Widzieliśmy ogrom zniszczeń, brak ruchu na ulicach, także tramwajów i wszechobecny swąd mieszaniny dymów i gazów łzawiących. Nie było też widać żadnych służb komunalnych. Rozmieszczono nas po 2-3 czołgi na skrzyżowaniach w Śródmieściu Szczecina, wokół nas stanęła tyralierą piechota dywizji. Były grupy chcące kontynuować działalność na ulicach, lecz widok czołgów i piechoty najwyraźniej zdeprymował u uniemożliwił przedostanie się grup do centrum.

Po południu zjawiły się zastępy Szkoły Policyjnej ze Słupska, legitymując przechodniów, stosując także represje – np. młodych ludzi mających długie włosy kierowano bezpośrednio do fryzjera, a wobec sprzeciwu używano pałek. Nie brakowało nam widoku dramatycznych zdarzeń. Tak trwaliśmy kilka dni… Dowożono nam jedzenie, papierosy, a z budynków mieszkalnych donoszono nam kawę zbożową, widząc poprawność naszego zachowania.

Wieczorem 20 grudnia nastąpiła zamiana I Sekretarza PZPR – Władysława Gomułkę zastąpił Edward Gierek i zaświtała myśl, że może nastąpi kres naszego koczowania w czołgach. Tak też się stało – nad ranem 21 grudnia zjechaliśmy do koszar.

Bilans wydarzeń grudniowych na Wybrzeżu był tragiczny. Zginęło 41 osób, w tym kilku funkcjonariuszy MO i żołnierzy. W Szczecinie życie straciło 16 osób, spaleniu uległy: gmach Komitetu Wojewódzkiego PZPR, Komendy Wojewódzkiej MO, Komendy Miejskiej MO oraz Poczty Głównej. Zdemolowano 64 sklepy samoobsługowe (tzw. SAM-y). Przyczyną rozruchów byłą niewątpliwa arogancja ówczesnej władzy – np. w Szczecinie stoczniowcy wyszli upomnieć się o tzw. premię eksportową – potraktowano ich jak chuliganów, pochód rozpędzono i… zaczęło się. Na pewno drastyczna podwyżka artykułów żywnościowych też zrobiła swoje – ludzie byli bardzo rozgoryczeni – zbliżały się przecież święta.

Te parę dni spędzonych „nienaturalnie” w wojsku mocno nas „:naznaczyły” negatywnie do rzeczywistości tamtych lat i panującego wtedy ustroju.

Załoga „mojego” czołgu. Od lewej: ładowniczy, działonowy, dowódca czołgu, niżej kierowca mechanik.

Załoga „mojego” czołgu. Od lewej: ładowniczy, działonowy, dowódca czołgu, niżej kierowca mechanik.

Dowódcy czołgów na Drawskim Poligonie.

Dowódcy czołgów na Drawskim Poligonie.

Płonący gmach Wojewódzkiego Komitetu PZPR.

Płonący gmach Wojewódzkiego Komitetu PZPR.

autor: Pa-Rysz