Eugeniusz Pertyłka

Wspomnienie…

Eugeniusz Pertyłka

Gienek Petryłka i Bolek Biega – dwaj przyjaciele a także szwagrowie.

Upłynęło już trochę czasu – widocznie potrzebne było trochę dystansu do faktu śmierci Eugeniusza Pertyłki – wspominam też innych starszych kolegów, których także nie ma wśród nas.

Lubiany przez wszystkich, był kiedyś dla nas młodszych chłopaków z środkowogórnej części Dębnej (nasze trójki – Zygmunt Paszkiewicz, Zygmunt Nowakowski i ja) od „zawsze” był wzorem starszego kolegi w postępowaniu, zabawach i obowiązkach, jakie były popołudniami przy wy[asie zwierząt domowych w tzw. „rzekach”. Był także czas na zabawę, zbieranie grzybów, także na naukę, szczególnie czytanie lektur. Gieniu zawsze był uśmiechnięty, życzliwy, uczynny. Lubiliśmy go, ale czuliśmy także respekt jak i do jego najbliższych kolegów Bolka i Adama Biegów. Oni też nam imponowali, Gieniu pokazywał nam gdzie szukać i jak rozróżnić grzyby, Bolek znał różne gry i zabawy, a Adam (od „Leśnego”) opowiadał o pracy w SFA, motorach, nowinkach technicznych, miał WFM i pierwszy telewizor w Dębnej. Już jako młodociani poszli do pracy – Gienek i Adam do SFA, a Bolek do odkrywkowej kopalni iłu (tzw. czerwonej gliny) – tam też uzyskał uprawnienia operatora koparek, spychaczy i ładowarek, pracując później w żwirowniach Dobrej i Hłomczy. Gienek uzyskał później uprawnienia do pracy na wózkach widłowych, potem był kierowcą zawodowym.

Pierwszy z nich umarł Adam – zaniedbał grypę. Był dobrym człowiekiem, niedawno rozmawiałem z jego żoną, tyle lat minęło, a ona nadal płacze. Potem umiera nagle Bolek – miał kłopoty z sercem. A teraz Gieniu. Może nam się naiwnie wydaje, że dobrze ludzie powinni żyć wiecznie. Eugeniusz lubił przyrodę, co najcenniejsze lubił ludzi, dlatego tak wiele osób go żegnało.

Byli też inni starsi koledzy, z górnej części Dębnej, jak Gieniu Dobrzański, później pracownik SFA, także gajowy lasów dąbrowieckich i Heniu Biega – operator maszyn drogowych. Wykonali nam tzw. „kręcidło” – coś w rodzaju najprostszej karuzeli. Postawiono ją na wąskim półwyspie rzeki między Huczkiem, a Młaczkami. Był to czas siermiężny, ale mile zapamiętałem zabawy takie jak klipa (coś jak palant), świnie (coś jak golf), a także grę scyzorykiem (odbijanie ostrza od palców, łokcia, ramienia, brody, czoła, czy języka). Budowaliśmy piece polowe, szałasy przeciwdeszczowe, ujeżdżaliśmy konie, cwałując rzeką pod doliny, zjeżdżając za mostem do rzeki i do domów.

Wspominam kolegów, których także nie ma między nami, trzech starszych o dwa lata – Tadzia Pogorzelca (strażaka zawodowego), Janka Biegę (funkcjonariusza straży więziennej), czy Stasia Lenarta (absolwenta szkoły górniczej, pracownika SFA), który umarł zdecydowanie za wcześnie. Starszy z nich tylko o rok był Zygmunt Paszkiewicz – inżynier mechanik, długoletni pracownik SFA – był dla mnie i Zygmunta Nowakowskiego najbliższym kolegą w czasach dzieciństwa.

Myślę oczywiście też o sympatycznych kolegach, jak Tadzio Biega (strażak zawodowy), Gieniu Krystyński (zam. Koło dużego mostu, był bardzo pomysłowy i nowatorski). Był inżynierem budownictwa, zamieszkały w Wieliczce ojciec dwóch córek, zmarł przedwcześnie. Podziwiany przez nas był Heniu Paszkiewicz, szalejący na Javie, bardzo dobry mechanik samochodowy, czy Kaziu Michałkowski, pracownik FSA, zamieszkały w Besku. Z nimi dwoma w różnych okolicznościach dużo rozmawialiśmy pod koniec ich życia.

Wspominam także Gienia Paszkiewicza (stolarza) i Stasia Kopca – pracowników spółdzielni inwalidów w Sanoku i nieco starszego Stasia Kopca pracującego w SFA.

„Oni żyją” jak pamiętamy i wspominamy o nich. Cześć ich pamięci!

 

Opracował: Pa-Rysz